34:31, takim wynikiem zakończyło się pierwsze ćwierćfinałowe spotkanie Pucharu Polski pomiędzy Azotami Puławy i Stalą Mielec, co w środowisku piłki ręcznej zostało odebrane jako duża sensacja, gdyż nikt nie spodziewał się, że Azoty wygrają tak małą ilością bramek. W rewanżu nikt nie dawał Stali większych szans, a brązowi medaliści Mistrzostw Polski do Mielca mieli przyjechać tylko po to, aby dopełnić formalności. Stało się jednak inaczej…
Już po zakończeniu spotkania na Lubelszczyźnie w biało-niebieskim obozie panowało zadowolenie, że na terenie tak groźnego rywala drużyna była wstanie się postawić, a nawet momentami być zespołem lepszym, czemu więc u siebie nie potwierdzić tego i nie spełnić marzeń? Z takiego założenia wyszli mielczanie, którzy do stracenia nie mieli nic i od pierwszego gwizdka walczyli jak prawdziwi „Czeczeńcy”!
Już na samym początku spotkania Krzysztof Lipka pokazał, że dziś będzie mocnym punktem zespołu, a wspomagany przez szczelną obronę tworzył momentami monolit nie do przejścia dla puławskiej ofensywy. To tylko nakręcało kibiców oraz kolegów z pola, którzy wykorzystywali nadarzające się okazję, co ostatnio nie było mocnym punktem gospodarzy.
Pierwsza połowa toczyła się typową grą „bramka za bramkę” i ostatecznie zakończyła się remisem 17:17.
Goście nie byli jednak zaniepokojeni i bardzo szybko wyszli na druga połowę pewni siebie, aczkolwiek nie wiedzieli co czeka ich w kolejnych minutach…
Druga odsłona to już prawdziwy koncert biało-niebieskiej orkiestry, która miała wielu dyrygentów. Jednym z nich był Wiktor Kawka – niekwestionowany bohater meczu, który rzucił 8 bramek, a na dodatek był niesamowicie skuteczny w obronie, gdzie wraz z Kubą Kłodą stworzyli duet nie do przejścia.
Kibice jak i zawodnicy coraz śmielej zaczynali wierzyć, że awans na prawdę może stać się faktem, aczkolwiek by tego dokonać nie można było dopuścić, aby goście rzucili więcej niż 30 bramek, gdyż wówczas do awansu potrzeba było zwycięstwa „tylko” trzema bramkami. Kilkakrotnie w meczu mielczanie mieli okazję objąć takowe prowadzenie, lecz zawsze coś stawało na przeszkodzie. Udało się to dopiero po rzucie karnym Łukasza Janysta, lecz puławianie nie zamierzali się poddawać. Wtedy jednak stało się dla nich to, co najgorsze. Z czerwoną kartką wynikającą z gradacji kar boisko opuścić musiał Przemysław Krajewski, który Krzyśka Lipkę pokonał już w tym meczu 11 razy.
W tym momencie cała hala zaczęła płonąc jeszcze bardziej, gdyż wszyscy uwierzyli, że mogą być świadkami niesamowitej sensacji, która była blisko, gdyż przy prowadzeniu dwiema bramkami piłkę mieli mielczanie, a do końca meczu pozostało 40 sekund. Wtedy jednak na niepotrzebny rzut zdecydował się Damian Kostrzewa i spudłował. W bramce mięliśmy jednak Krzysztofa Lipkę, który odbił rzut Kowalczyka, dzięki czemu w ostatnich sekundach Damian Kostrzewa zrehabilitował się i rzucił zwycięską bramkę. Stal wygrała 32:29, dzięki czemu to co niemożliwe stało się faktem!
Po końcowej syrenie nikt nie opuszczał hali, gdyż panowała niesamowita euforia przypominająca mielczanom o najlepszych czasach szczypiorniaka w tym mieście, a to przecież jeszcze nie koniec, gdyż PGE Stal Mielec jedzie na Final Four!
PGE Stal Mielec – Azoty Puławy 32:29 (17:17)
PGE Stal Mielec: Nikolić, Lipka, -Wilk 2, Krępa, Janyst 4, Wypych 1, Gasin M., Gasin P., Kłoda 1, Kirilenko 3, Dementiew, Kawka 8, Krygowski 3, Krzysztofik 6, Davidović 1, Kostrzewa 3
Trenerzy: Tadeusz Jednoróg przy pomocy Łukasza Rybaka i Tomasza Sondeja
Azoty Puławy: Bogdanow, Zapora, Krupa – Krajewski 11, Orzechowski, Kuchczyński 2, Masłowski 6, Prce 2, Petrovsky, Skrabania, Grzelak, Kubisztal 5, Kowalczyk 2, Przybylski 1
Trener: Ryszard Skutnik