Wielkie emocje w meczu z faworytem. SPR Stal Mielec do końca walczyła z Azotami Puławy

0
216

Przed meczem zawodnicy SPR Stali Mielec zapowiadali walkę do samego końca i swojej obietnicy dotrzymali. Choć ostatecznie musieli uznać wyższość Azotów Puławy, to przez zdecydowaną większość czasu trwania meczu byli równorzędnym przeciwnikiem dla drużyny, która zmierza po miejsce na podium PGNiG Superligi.

Kiedyś te mecze nazwane były „Małą Świętą Wojną” i niemal zawsze były wyrównane, a oba zespoły o zwycięstwo walczyły do samego końca. Dziś Azoty Puławy i Stal Mielec są na dwóch różnych biegunach. Tego jednak nie widać było na boisku, bo przez zdecydowaną większość spotkania mielczanie byli wyrównanym rywalem dla drużyny z Puław.

Przed meczem zawodnicy Stali zapowiadali walkę do końca i z tej obietnicy się na pewno wywiązali. – Azoty to bez wątpienia jeden z najlepszych zespołów w Polsce. Musimy więc zagrać bardzo konsekwentnie, walczyć na całego i dać z siebie wszystko – mówił przed meczem rozgrywający SPR Stali Mielec, Kacper Adamczuk.

Pierwszą bramkę w tym meczu zdobył zawodnik Azotów – Rafał Przybylski. Na to trafienie szybko odpowiedział Ramon Oliveira, ale podrażnieni puławianie szybko wyprowadzili dwa skuteczne ataki. W 6.minucie było już 2:4 po kolejnym trafieniu Przybylskiego oraz dwóch golach Łukasza Rogulskiego. Dla nas celnie rzucił Miljan Ivanović.

To właśnie serbski rozgrywający oraz wspominany wcześniej Ramon Oliviera „trzymali” nam wynik skutecznymi rzutami. To oni sprawiali, że wynik cały czas był sprawą otwartą, choć powoli zaczęła się zarysowywać przewaga gości.

Najlepszy moment SPR Stali przypadł na przedział czasowy pomiędzy 13. I 18.minutą, gdy udało się drużynie rzucić cztery bramki. Poza Ivanoviciem i Oliveirą trafił jeszcze Rafał Krupa.

Wtedy jednak przebudzili się puławianie, którzy wrzucili zdecydowanie wyższy bieg i szybko odzyskali bezpieczne prowadzenie. Ostatecznie pierwszą połowę zakończyli z przewagą pięciu trafień nad gospodarzami.

Jeśli jednak podopieczni Roberta Lisa myśleli, że w drugiej połowie pójdzie im już łatwiej, to sam początek musiał wyprowadzić ich z błędu. Szybkie bramki Wołyncewa i Kryckiego sprawiły, że Azoty miały już tylko trzy bramki przewagi. Dla nich trafił bowiem tylko Rogulski.

Wtedy gościom pomogła kara dla Kosty Petrovicia. Mielczanom o jednego mniej grało się dużo trudniej i szybko stracili to, co udało im się wypracować na początku drugiej połowy. Nie było jednak tak, że się poddali. Co prawda w osłabieniu stracili trzy gole z rzędu, ale już  we fragmencie pomiędzy 40. i 45.minutą rzucili aż pięć bramek, a ich przeciwnicy tylko jedną. Trener Robert Lis musiał więc wziąć czas. Bo poza świetną grą mielczan miał jeszcze jedno zmartwienie – czerwoną kartką ukarany został Dawid Dawydzik.

Ostatni kwadrans to potężna walka podopiecznych Dawida Nilssona o dogonienie faworytów z Puław. Kilka razy doszli ich na trzy bramki, a raz nawet mieli taką stratę i piłkę. Azoty musiały mocno się zmotywować i wziąć w garść, by nie dać się dogonić walecznemu przeciwnikowi. Emocji było naprawdę sporo.

Końcowe minuty to już gra toczona bramka za bramkę, co też oznaczało, że to podopieczni Roberta Lisa ostatecznie dowiozą zwycięstwo do samego końca. Tak też było. Nie pomogły nawet dwie bramki z rzędu z samej końcówki (Kacpra Adamczuka i Rafała Krupy), bo przewaga Azotów była zbyt duża. Ostatecznie puławianie wygrali 31:28.

 

SPR Stal Mielec – Azoty Puławy 28:31 (13:18)

 

SPR Stal: Wiśniewski, Andjelić, Witkowski – Ivanović 7, Oliveira 7, Krupa 5, Wołyncew 3, Krycki 2, Adamczuk 1, Petrović 1, Wilk 1, Nowak 1, Osmola, Flont, Mochocki, Janyst. Trener Dawid Nilsson.

 

Azoty: Zembrzycki, Bogdanov – Akimenko 8, Podsiadło 6, Przybylski 3, Rogulski 3, Łangowski 2, Kowalczyk 2, Seroka 2, Dawydzik 2, Szyba 1, Jarosiewicz 1, Gumiński 1, Jurecki, Velkavrh. Trener Robert Lis.

Galeria zdjęć z meczu: