Stal mocno postawiła się Azotom

0
152

„Mała Święta Wojna” – jak niejednokrotnie określane były starcia Azotów i Stali – ponownie pozwoliła kibicom choć w małym stopniu przypomnieć sobie zacięte pojedynki, które jeszcze nie tak dawno elektryzowały kibiców w całej Polsce. Mimo, że od kilku sezonów Azoty przyjeżdżały do Mielca jak po swoje, to tym razem Stal postawiła gościom trudne warunki, a te przy odrobinie szczęścia mogły odmienić losy całego spotkania.

Strzelanie w Mielcu rozpoczął Antoni Łangowski, choć trzeba przyznać, że pierwsza połowa nie obfitowała w zbyt wielu snajperów, gdyż oba zespoły popełniały sporo błędów. W tym chaosie lepiej odnaleźli się jednak goście, którzy potrafili zbudować sobie minimalną przewagę. Trener Michał Skórski na pomeczowej konferencji miał jednak pretensje do swoich zawodników, że Ci nie potrafili jej powiększyć. Bardzo duża w tym zasługa Tomasza Wiśniewskiego, który bardzo udanie zastąpił w bramce najlepszego bramkarza 7. serii spotkań – Gorana Andjelicia.
Udane parady bramkarza Stali oraz wcześniej wspomniane błędy spowodowały, że oba zespoły schodziły do szatni przy dość niskim wyniku (9:12), a podopieczni Dawida Nilssona mogli mieć jednak do siebie pretensje, że ten rezultat nie był dla nich korzystniejszy, gdyż w końcówce były ku temu okazje.

Druga połowa ponownie była bardo wyrównana, lecz w 44. minucie Azoty objęły najwyższe prowadzenie w meczu 22:15, co mogło w przekonaniu wielu zakończyć mecz. Podopieczni Dawida Nilssona i Marcina Basiaka nie spuścili jednak głów, wiedząc, że tego dnia Azoty są w ich zasięgu. „Czeczeńcy” zaczęli niwelować straty, lecz wielokrotnie nie ustrzegli się przy tym błędów. Ostatecznie „doszli” puławian na dwie bramki, lecz na coś więcej niestety zabrakło już czasu i to Azoty triumfowały 27:25.

– Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że zostawiliśmy na boisku dużo serca. Niestety w tych newralgicznych momentach, gdzie ważą się losy meczu zaczyna brakować nam doświadczenia, robimy zbyt proste, błędy które nas sporo kosztują kolejny mecz z rzędu – podsumowywał trener Dawid Nilsson, który nie ukrywał, że Stal ten mecz chciała wygrać i nie przestraszyła się tak utytułowanego rywala.

– Mimo przegranej widać poprawę w naszej grze względem poprzedniego sezonu, gdzie Puławy przyjechały i nas „zmiotły”, teraz jesteśmy wstanie podjąć z nimi równorzędną walkę i tak naprawdę ten mecz mógł wypaść z rąk Azotów na naszą korzyść. Tak się jednak nie stało, lecz mam nadzieję, że to tylko zmotywuje nas do dalszej pracy i w przyszłości będziemy zwyciężać – dodawał Piotr Krępa.

Teraz czeka nas kilkanaście dni przerwy w rozgrywkach spowodowanej zgrupowaniami reprezentacji. PGNiG Superliga powróci 2. listopada, a Stal zagra wtedy na wyjeździe w Piotrkowie Trybunalskim.

SPR Stal Mielec – KS Azoty Puławy 25:27 (9:12)

SPR Stal: Andjelić, Wiśniewski – Krępa 5, Adamczak 4, Chodara 3, Wilk 3, Valyntsau 2, Kornecki 2, Olszewski 2, Wypych 1, Krupa 1, Grzegorek 1, Mochocki 1, Wojdak, Miedziński, Jędrzejewski

Azoty: Koszowy, Bogdanow – Łangowski 7, Przybylski 5, Dawydzik 3, Seroka 3, Rogulski 3, Kowalczyk 2, Skwierawski 1, Szyba 1, Jarosiewicz 1, Gumiński 1, Moryń, Adamczuk, Grzelak, Kasprzak