Kolejny mecz z udziałem reprezentacji Polski przyniósł dużą dawkę emocji. Drugą wygraną w Opolu, a tym samym triumf w 4 Nations Cup 2018, Biało-czerwoni zapewnili sobie po serii rzutów karnych. W trakcie regulaminowej godziny gry obie ekipy zdobyły po 24 bramki.
Zawodnicy Piotra Przybeckiego w piątek pokonali Japonię, Rumuni – Czechów. Sobotni finał dwoma udanie wyegzekwowanymi rzutami karnymi otworzył Arkadiusz Moryto. Podobnie jak w piątek „wejście smoka” w polskiej bramce zanotował też Mateusz Kornecki, który skapitulował dopiero w 11. minucie po rzucie karnym, wcześniej odbijając cztery rzuty. Polacy mieli już wtedy na koncie trzy trafienia i od początku meczu byli stroną, która nadawała ton grze.
Rywale mięli ogromne problemy, by licznik ich bramek drgnął choćby o milimetr. Nawet gdy udawało im się znaleźć lukę w polskiej defensywie, na czele której stał duet Maciej Gębala – Kamil Syprzak, zatrzymywał ich świetnie dysponowany Kornecki, po meczu wybrany MVP spotkania. Pierwszą bramkę z gry goście zdobyli dopiero po ponad kwadransie! To było zarazem ich drugie trafienie w meczu (2:5).
Polacy zaś, choć wyraźnie skupili się na zamknięciu drzwi do swojej bramki na cztery spusty, lepiej radzili sobie także w ataku. Prób rozmontowania rumuńskiej defensywy podejmował się Bartosz Kowalczyk, dyrygujący ofensywą Biało-Czerwonych w pierwszej partii. Młodemu rozgrywającemu udało się kilkukrotnie błysnąć dograniami do kolegów czy wejściami w strefę rywali, a Polacy utrzymywali przewagę.
Rumuni wreszcie odczarowali jednak bramkę gospodarzy. Jeszcze przed przerwą z nawiązką odrobili straty, rzutem na taśmę przed zmianą stron objęli bowiem prowadzenie 10:9. Goście z tonu nie spuścili także po powrocie na parkiet i szybko powiększyli swoje prowadzenie o kolejne trzy trafienia (9:13; 34 min.). Przyjezdni wykorzystywali niedokładności w ataku pozycyjnym Polaków, w czym prym wiódł Nicusor Negru, autor 6 bramek.
Na parkiecie dalej trwało swoiste przeciąganie liny. Polacy odrabiali straty, po czym goście znów odbudowywali przewagę. Taka sytuacja utrzymywała się niemal do końca spotkania. Biało-Czerwoni przełamali rywali cztery minuty przed końcem meczu (23:22). Gospodarzy na prowadzenie wyprowadził Michał Daszek, który w sobotę okazał się najskuteczniejszą kartą w talii selekcjonera Przybeckiego (7 bramek).
Kolejne dwa trafienia padły jednak łupem Rumunów (24:23). 17 sekund przed końcową syreną wyrównał Jan Czuwara (24:24). Akcję na zwycięstwo rywali wybronił jednak Kornecki i po godzinie, wzorem piątkowej gry z Japonią, lepszego nie udało się wyłonić. Znów z pomocą przyjść miały rzuty karne.
W nich także ekipy szły łeb w łeb. Z pięciu prób wykorzystały po trzy. Decydującego karnego nie wykorzystał wreszcie Chike Onyejekwe, co oznaczało, że Polacy wygrali 4 Nations Cup!
POLSKA – RUMUNIA 24:24 k. 6:5 (9:10)
Polska: Malcher, Kornecki, Wyszomirski – Przytuła, Salacz, Olejniczak, Kowalczyk 1, Szczęsny 1, Sićko, Czuwara 4, Syprzak 3, Szpera, Moryto 5, Daszek 7, Kondratiuk 1, Gębala 1, Przybylski 1.
Rumunia: Ionut, Vasile – Manescu 3, Bodor, Rotaru, Grigoras 1, Buzle 1, Racotea 2, Becheru 1, Bujor 5, Negru 6, Csepreghi 1, Cabut 2, Fotache, Onyejekwe 2, Dumitriu, Nistor.