Przed meczem z Kwidzynem w mieleckim obozie panowały bojowe nastroje mecze. Ostatnie niezłe występy (punkt w Kaliszu, wygrana z Chrobrym i wygrana „połówka” z Łomżą) nieco zatarły nieudany początek bieżącego sezonu, kiedy podopieczni Rafała Glińskiego ponieśli 6 porażek z rzędu. Goście przyjechali podbudowani wygraną w derbach Pomorza z Wybrzeżem i mieli nadzieje na piątą wygraną w bieżącym sezonie.
Mecze Mielca i Kwidzyna zawsze były niezwykle wyrównane i tak też było tym razem. Zaczęło się od dwóch dobrych interwencji Damiana Procho i po trafieniach Milana Ivanovica oraz Marka Monczki, Stal prowadziła 2:1. Kwidzynianie mieli kłopoty w ataku pozycyjnym, bo obrona mielczan od początku pracowała na wysokich obrotach. Niestety znowu dawały o sobie znać błędy własne gospodarzy w ataku, które przy wysokiej skuteczności Dudka w bramce, pozwoliły ekipie MMTS zdobywać bramki po kontrze.
Po trafieniu Kamila Kriegera, który wykorzystał gapiostwo mieleckiej obrony było 3:4 dla gości. Gdy udanie odpowiedział Grzegorz Sobut z karnego i świetnie dysponowany Monczka, mielczanie w 15 minucie po raz pierwszy prowadzili dwoma bramkami (7:5) Zbigniew Markuszewski (trener MMTS) w tym momencie do gry desygnował swoich rutyniarzy Marka Orzechowskiego i wracającego po kontuzji Sebastiana Pereta.
Kwidzyn zaczął odrabiać straty. Niewiele pomógł czas wzięty przez Rafała Glińskiego, który namawiał swoich zawodników do bardziej zespołowej gry. Po trafieniu z koła wspomnianego wcześniej Pereta przyjezdni wyszli na prowadzenie 9:10 i tą minimalną przewagę dowieźli do końca pierwszej połowy, bo po trafieniu Rafała Krupy, Orzechowski mając kilka sekund, po szybkim wznowieniu gry zaskoczył bramkarza Stali.
Druga połowa meczu była kopią pierwszej. Zaczęło się od dwóch bramek straty Mielca, ale w 40 minucie, gdy trafił do siatki Dzianis Valyntsau było 18:16. To ten zawodnik wspólnie ze Dzmitrym Smolikau wzięli na siebie ciężar gry Stali w ofensywie po Marku Monczce, który w drugiej połowie już się na parkiecie nie pojawił.
Przełomowym wydarzeniem dla losów tego meczu były dwuminutowe wykluczenia dla Pawła Wilka i Milana Ivanovica, po których Kwidzyn zdobył trzy bramki i wyszedł na prowadzenie 19:20. Stalowcy walczyli bardzo ambitnie, mocno w obronie, ale w ofensywie byli mniej skuteczni od rywali, którzy pod wodzą Pereta utrzymywali 1-2 bramkowe prowadzenie.
Na dwie minuty przed końcem Valyntsau doprowadził do remisu 27:27 i wydawało się, że wszystko jeszcze w tym meczu może się zdarzyć. Zanosiło się na rzuty karne. Końcówka należała jednak do gości. Niesamowity Peret zdobył rzutem z koła 28 bramkę dla MMTS, a wprowadzony do bramki Szczecina (zmienił Dudka) zapisał na swoim koncie dwie kluczowe interwencje meczu, co pozwoliło jemu i jego kolegom cieszyć się z kolejnej wygranej.
Obie drużyny zasłużyły na słowa uznania za walkę od pierwszej do ostatniej minuty, ale ostatecznie szala zwycięstwa przechyliła się na stronę podopiecznych Zbigniewa Markuszewskiego. Mielczanie mając atut własnego boiska, chyba nie udźwignęli presji oczekiwań na drugie zwycięstwo w bieżących rozgrywkach Superligi.
Handball Stal Mielec – MMTS Kwidzyn 27:29 (11:12)
Mielec: Dekarz 1, Procho – Monczka 4, Sobut 3, Ivanowic 3, Wilk 3, Pribanić, Valyntsau 4, Smolikau 5, Petrovic 2, Wojdak, Krupa 1, Graczyk, Chodara 1.
Kwidzyn: Dudek, Szczecina – Orzec howski 2, H.Kornecki, Peret 6, Grzenkowicz 3, Ekstowicz, Krieger 1, Zieniewicz 4, Kutyła 3, Majewski, Ossowski 4, Nastaj 2, Szyszko 4, Landzwojczak.