Joanna Brehmer: Nie sądziłam, że będę tą jedną z wielu (wywiad)

0
311

Joanna Brehmer, sędzia piłki ręcznej, po Meczu Różowej Wstążki w sezonie 2016/2017 dowiedziała się, że jest chora. Rozmawiamy z nią o tym, jak ważna jest profilaktyka raka. Dziś również sędziuje w Meczu Różowej Wstążki. Start transmisji od 18.15 w nSport+.

 

Justyna Woja: Jak usłyszałam Twoją historię, aż przeszły mi ciarki po plecach. Sezon 2016/2017, organizujemy pierwszy w historii Mecz Różowej Wstążki, o profilaktyce, a po nim … Ty dowiadujesz się, że masz raka.

Joanna Brehmer: – Tak było. W marcu wybrałam się na regularne badania, a z nich zostałam pokierowana na następne i następne, aż do postawienia ostatecznej diagnozy. Dzięki tej profilaktyce, dowiedziałam się, że mam raka i to jest kwintesencja tego tematu – badania zapobiegające, bo gdybym nie poszła na nie, mogłabym do dziś nie wiedzieć o chorobie. Nie wierzyłam sędziując Mecz Różowej Wstążki, że później znajdę się w gronie tych kobiet.

 

Przypominanie kobietom o badaniu w taki sposób, jak mecz specjalny jest potrzebne…

– Myślę, że tak. Osoby jak ja to potwierdzają. Wcześniejsze kampanie przechodziły gdzieś obok ucha, nie trafiały do mnie, bo mi się wydawało, że mnie to nigdy nie dopadnie. A tu okazuje się nagle, że jestem jedną z wielu. Uważam, że taka jest też moja rola, żeby o tym mówić, nie wstydzę się tego. Wydaje mi się, że muszę o tym mówić i wszystkim moim koleżankom to przekazywać. Rak jest powszechną chorobą i zaczyna być tak, że kwestią jest tylko których narządów, ale najważniejsza jest profilaktyka, która decyduje o przebiegu choroby, o tym jak szybko przez nią przejdziemy. Chcę o tym rozmawiać, dzielić się moim doświadczeniem i przypominać, że nasze życie leży w naszych rękach.

 

Wcześniej nie słyszałaś o Rak’n’Roll?

– Oczywiście, że słyszałam, ale w momencie, kiedy poznajesz diagnozę, nagle tych informacji zaczyna pojawiać się bardzo dużo.  Dopiero później, na spokojnie wybierasz to, co jest dla ciebie najważniejsze. Pacjent pacjentowi nie jest równy, to jest schorzenie, którego nie można ze sobą porównywać, każdy przeżywa to na swój sposób, wszystko zależy od charakteru.

 

Na co dzień sędziujesz mecze, też te z męskiej PGNiG Superligi – można powiedzieć, że to ty podejmujesz decyzje, a tu nagle pojawia się choroba, na którą nie ma gwizdka czy kary…

– Diagnoza, którą usłyszałam i słowa lekarza „nie mam dla pani dobrych informacji, ma pani raka” w pierwszym momencie zwaliło mnie z nóg i najgorsza była ta wielka niewiadoma: jak zaawansowana jest choroba, na ile jest agresywny, jakie mogą być konsekwencje, jakie są rozwiązania. Powiedziałam mojemu lekarzowi, że bezgranicznie mu ufam i oddaje się w jego ręce, bo dzięki niemu dowiedziałam się o chorobie, bo guz był niewyczuwalny. Pewnie, że były chwile słabości i zwątpienia, pytania, dlaczego mnie to dotknęło, jednak życie sportowca i sędziego pozwoliło mi się zdystansować i dalej prowadzić życie, jak dotychczas. Dzięki pracy, dopóki człowiek nie odczuwa osłabienia fizycznego, powinien nic nie zmieniać. Mimo wszystko każdy podkreślał, że moja psychika była wyjątkowo silna i pozytywna.

Ważne jest wsparcie rodziny, najbliższych osób, którym bardzo dziękuję, że byli ze mną cały czas i mocno kibicowali i kibicują mi nadal.

 

Psychika wytrenowana na parkiecie piłki ręcznej.

– Psychika to podstawa leczenia, mówi się nawet, że ona jest ważniejsza, niż proces leczenia medycznego. Wszystko siedzi w głowie i to nastawienie, które mamy jest najważniejsze. Słyszałam, że stres wzmaga chorobę, ale jeśli usłyszałabym, że jeśli zrezygnuję z sędziowania i otrzymam pięć lat więcej życia, nie zrezygnowałabym z sędziowania, bo to całe moje życie.

 

Fundacja Rak’n’Roll bardzo zwraca uwagę na pozytywne myślenie, działając zupełnie inaczej niż inni. My jako PGNiG Superliga też przełamujemy stereotypy – Mecz Różowej Wstążki jest jednym z takich działań.

– Uważam, że jest to mecz w szczytnym celu. Jako sędzia, do każdego meczu podchodzę tak samo, staram się tak samo koncentrować i odkładać emocje na bok. Cała otoczka meczu jest dla nas na drugim planie, ale oczywiście uczestniczymy w tym i mocno wspieramy.

 

Mówiłaś o tym, żeby nie zmieniać swojego życia, tobie się to udało?

– Tak naprawdę zrezygnowałam tylko z jednego meczu. 3 dni po operacji było zbyt duże ryzyko, a organizm potrzebował chwili spokoju by mógł się zregenerować. Natomiast już po 10 dniach od operacji byłyśmy na meczu Ligi Mistrzów. Rak to takie światełko w życiu, które się zapala na czerwono, ale dopóki możemy, nie zmieniajmy naszego życia. Jestem optymistką, ale po tej historii jeszcze bardziej wszystko doceniam.

 

W tym roku znów będziesz sędziowała Mecz Różowej Wstążki w Opolu. Dziś już jesteś zdrowa, ten mecz będzie miał dla ciebie wyjątkowe znaczenie?

– Na szczęście mi udało się spaść na cztery łapy i jest „happy end”, ale tylko dzięki profilaktyce. W tym roku będę miała pozytywne emocje i mocno się z tym meczem i akcją utożsamiam. Ze wszystkim jesteśmy w stanie sobie poradzić, tylko trzeba trzymać rękę na pulsie, czyli się badać. Doktor Dariusz Giełzak dał mi drugie życie – dziękuję!